sobota, 15 lutego 2014

Twelve

Niall.
- Cass...Boże, aż tak źle? Nie płacz kochana, będzie dobrze, Zayn to silny chłopak...
Zaczął mnie pocieszać. Może to było głupie, ale wierzyłam w jego każde słowo. Blondyn nigdy mnie nie okłamał, zawsze mogłam na niego liczyć, był dla mnie jak brat. Zmęczona szlochaniem wtuliłam się w jego ramię. Było mi ciepło i miło. Uspokoiłam się.
- Zaraz za rogiem stoi automat, może przyniosę nam gorącej czekolady? - zaproponował.
- Chętnie, dziękuję.
Wstał, pogłaskał mnie po głowie i poszedł kupić gorący napój.
W tym czasie z sali wyszedł lekarz, młody, najwyraźniej zadowolony.
- Pani to znajoma pana Malika, tak?
- Tak...mhm...
- No więc mamy same dobre wieści. Co prawda pan Malik został kilkakrotnie dźgnięty nożem i stracił dużo krwi, ale jego życiu nic nie zagraża. Na szczęście nie doznał żadnych poważnych wewnętrznych obrażeń, wszystkie organy całe. Teraz tylko będzie musiał poleżeć kilka dni w szpitalu, bo osłabł przez ubytek krwi, ale do końca tygodnia powinien wrócić do siebie - to powiedziawszy poszedł dalej, zaraz zniknął za zakrętem.
W tym samym momencie wrócił Horan z czekoladą.
- I jak? Widziałem lekarza.
- Achhh...jest dobrze - wzięłam kubeczek od blondyna. - Mmm...całkiem dobra.
Roześmiałam się, gdy zobaczyłam czekoladowe wąsy Nialla. Zupełnie jak małe dziecko. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczki. Jedną wytarłam sobie załzawione oczy, a drugą podałam przyjacielowi.
-Wciąż nie wiem, co z Malikiem. - uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Agr.. No więc, z nim jest w sumie wszystko okej. Został kilkakrotnie dźgnięty nożem, ale żaden organ wewnętrzny nie jest uszkodzony. Na szczęście. - uśmiechnęłam się, choć wcale nie miałam na to ochoty. - Zostanie tu kilka dni.
-Wiesz, że tu mu będzie dobrze, wyzdrowieje i będzie okej, tak? Więc w czym problem?
-W niczym, nie ma problemu. Tak jakoś po prostu..
-Tak jakoś, po prostu co? - widać było, że był zaniepokojony. Jak zawsze musiałam powiedzieć coś więcej, żeby rozmowa trwała dłużej, kochałam jego głos, spokojny i ciepły.
-Nic, nie wiem czemu to powiedziałam.
-Wracajmy już, dobrze? - złapał mnie delikatnie za nadgarstek, żebym wstała.
-Jeszcze tu zostanę, może się obudzi, wrócę taksówką.
-Jaką taksówką? Jak będziesz chciała wrócić, to zadzwoń do mnie, nie chcę, żebyś się szlajała, podczas gdy ja siedzę w domu i nic nie robię.
-Pomyślę. Idź już. - uch, to było dość wredne. Ale wtedy nie liczyło się dla mnie nic innego niż to, żeby usłyszeć jedno słowo z ust Zayn'a. Nie zauważyłam w sumie, kiedy Niall odszedł ode mnie, siedziałam dość długo pod salą w której znajdował się Zayn co chwilę patrząc przez okno, czy przypadkiem się nie obudził. Jednak bezskutecznie. Powoli zaczynało mi się robić niewygodnie na krześle, postanowiłam wstać i rozprostować kości. Wstając zobaczyłam, że w moją stronę idzie dość znajoma postać.
-Cassidy Tomlinson? - Wszystko już jasne.
-Komendant Dalley? Co pan... CO TY TU ROBISZ?!
-Cassidy, musimy się dowiedzieć wszystkiego, co stało się tamtego wieczoru, Zayn musi nam wszystko powiedzieć.
- Yyyy...okej? - odpowiedziałam nieco zdziwiona i zaniepokojona. - Ale teraz to chyba nie możliwe, bo on śpi.
- Nie szkodzi, obudzę go. - co za cham.
W tej chwili przyszła pielęgniarka.
- A pan tu czego? Nie zapraszałam cię! - powiedziała do niego szorstkim głosem.
Dalley zniesmaczony opuścił szpital.
- Ech wszędzie się pchają te psy. A ty co tu robisz złotko?
Przyjrzałam się jej. Była farbowaną blondynką w średnim wieku, z okularami na nosie.
- Ja...no ten, mój chłopak tu leży - odpowiedziałam wskazując na drzwi za jej plecami.
- Chodź, na pewno chcesz go odwiedzić - otworzyła drzwi i weszła ze mną do środka. - No, mogło być gorzej. Wydaje mi się, że do jutra się obudzi. Co się stało, jeśli mogę spytać?
- Miał wypadek...
Popatrzyłam na jego twarz. Była cała blada, w ogóle wyglądał mizernie. Usiadłam na stołku pogłaskałam jego dłoń. Była chłodna.
- Przepraszam, czy pani wie czego chciał Dalley? - zapytałam.
- Ach...on szuka tylko sensacji, zawsze jak coś się poważnego przytrafi to chce wyciągnąć z pacjentów informacje, a potem to wszystko papla w wywiadach, ale wiesz co, ja bym na twoim miejscu na niego uważała. To dziwny typ. Każdy w szpitalu się go obawia, bo z policji, a on by tu zarządzał, gdyby nie ja. Tak. Mnie się boi, bo jako jedyna się mu przeciwstawiłam. - odpowiedziała dość spokojnie. Rzuciłam jej ciepłe spojrzenie, a ona opuściła pomieszczenie. Zostałam w nim sama, z nieprzytomnym chłopakiem. Zmierzyłam go wzrokiem, był całkowicie blady. Wyglądał tak spokojnie. Zupełnie inaczej niż dotychczas. Jego idealne rysy twarzy aż kuły mnie w oczy. Chciałabym, by się teraz obudził, spojrzał na mnie swoimi równie idealnymi oczami, uśmiechnął się i dał mi do zrozumienia, że wszystko z nim okej. Niestety, to nie jest żaden amerykański film, takie cuda się tu nie zdarzają. Nachyliłam się nad nim, pachniał jak milion dolców. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, brakowało mi jego dotyku, bardzo. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam..
-Cass? Cass!!


Przepraszamy, że krótki i, że dawno nie było. NIE MIAŁYŚMY POMYSŁU NA ROZDZIAŁ. Teraz może będzie łatwiej.. Coś wymyślimy..
Naprawdę, bardzo przepraszamy, ale no cóż, nie było też czasu, wiecie, szkoła... Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, mimo tego, że jest krótki..
Jak myślicie? Kto usiłuje obudzić Cassidy? :)
+pamiętajcie o dodaniu do obserwowanych!!

wtorek, 5 listopada 2013

Eleven

Szłam chwilę chodnikiem nie myśląc, w którą stronę podążam. Usłyszałam za sobą kroki i przyspieszony oddech. Nie obejrzałam się. Wiedziałam kto to był.
- Cass, proszę, zaczekaj!
Nie odezwałam się ani słowem, tylko specjalnie przyspieszyłam kroku.
- Cass...ja...przepraszam!
Dopiero kiedy szarpnął mnie za rękę i przyciągnął do siebie spojrzałam się na niego. Jego oczy były pełne smutku, nie mogłam na nie patrzeć, więc spuściłam wzrok.
- Przepraszam, zachowałem się jak tępy chuj, wybaczysz? - to mówiąc przytulił mnie mocno.
- Harry póść mnie - warknęłam ostrzegawczo. W odpowiedzi ścisnął mnie jeszcze mocniej.
- To jak będzie?
- Harry przestań, mam ciebie dość. Nie chcę cię widzieć. Przejdę do drugiego gangu, może tam odnajdę więcej zrozumienia!
- Nie gadaj bzdur. Nie zostawiłabyś nas dla niego.
- Czyżby?
W jego oczach przemknęła nuta niepewności.
- Słuchaj Cass, nie rób głupstw. Nam zależy na tobie i nie chcielibyśmy, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. Jeśli ci tak na nim zależy, to mogę pomóc ci go szukać.
- Skoro musisz...
Rozluźnił uścisk. Wiedział już, że teraz nie ucieknę. W sumie to czasem przerażało mnie jak trafnie chłopaki potrafili odczytywać moje zachowanie.
- To gdzie idziemy?
- Emm...nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Yyyy...no to może pójdźmy najpierw na miejsce wypadku.
- No dobra... - odpowiedziałam bez entuzjazmu.
Bałam się, że nawet jeśli go znajdę, to może okazać się już za późno. Humoru nie poprawiała mi też obecność Harry'ego. Pomimo to, że znamy się od pieluchy i jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo to miałam wrażenie, że idzie ze mną tylko po to, by upewnić się, że Zayn nie żyje. Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Kiedy dotarliśmy na miejsce wypadku wszystko było zagrodzone, więc nie mogliśmy się niczego dowiedzieć. Zza parawanu wyszedł średniego wzrostu, umundurowany blondyn. Nie widząc innej szansy otrzymania jakichkolwiek informacji poszłam do niego i spytałam:
- Co się stało, gdzie są poszkodowani, czy Zayn żyje...?
- Przepraszam, a pani to kto?
- Cassidy Tomlinson, bliska osoba dla Malika.
- Achhh to ty ze mną rozmawiałaś przez telefon?
- Komendant Dalley?
- We własnej osobie, na miejscu nie odnaleziono pani znajomego. Może powinna pani pójść do szpitala i porozmawiać z jego kolegami.
- Tak...szpital...dobrze...dziękuję, do widzenia.
Spojrzałam się na Stylesa, który do tej pory nie odezwał się ani słowem.
- No to chodźmy do tego szpitala - powiedział bez emocji.
Nie rozumiałam jak on mógł być taki obojętny, ale teraz nie to mnie najbardziej martwiło. Kiedy doszliśmy pod budynek szpitala zapytałam się czy wchodzi ze mną.
- No oczywiście, nie zostawię cię samej z nimi, jeszcze zrobiliby ci krzywdę.
- Hazz oni są ledwo żywi.
- Ale i tak cię nie zostawię - to mówiąc otworzył i przepuścił mnie w drzwiach.
Podeszłam do recepcji i zapytałam się o chłopaków z tamtego gangu. Recepcjonistka nie chętnie skierowała mnie do pokoju nr 6. Zapukałam, kiedy nie otrzymałam odpowiedzi postanowiłam, że chwilę zaczekam. Minęło 5 minut i nic się nie wydarzyło. Zapukałam ponownie, tym razem nie czekając odezwu otworzyłam drzwi. Pierwszego zobaczyłam Maxa, był w opłakanym stanie. Miałam wrażenie, że nie przeżyje tej nocy, dlatego postanowiłam, że od niego dowiem się najcenniejszych informacji, gdyż potem mogło być za późno. Podeszłam do jego łóżka i zapytałam prosto z mostu:
- Gdzie Malik?
- Nie wiem.
- A ja słyszałam, że kazał ci przekazać mi gdzie mam go szukać.
- No dobra...pojechał do Londynu załatwić kilka spraw.
- Kłamiesz - spoliczkowałam go.
- Musisz być taka uparta?
- Gdzie on jest? - powtórzyłam wkurzona.
- No dobra...pojechał dobić Kierana.
- Co?
- Pojechał...
- Wiem, ale przecież Kieran jest on niego potężniejszy, nie da mu rady.
- Eee tam gorszych się sprzątało...
Trzasnęłam drzwiami. Na korytarzu czekał na mnie Harry.
- Nad rzekę.
Znałam miejsce, w którym kończyły się sprawy z ich gangiem. Kiedyś poszłam tam za Zaynem. Wyszłam ze szpitala i skręciłam w lewo. Weszłam na chodnik i mocno przyspieszyłam kroku.
- Cass zwolnij.
- Nie. Spieszy nam się.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Zaraz się wyszarpałam i jeszcze bardziej przyspieszyłam tempa. Teraz już truchtał nie chcąc się ode mnie zbytnio oddalić. Miałam przeczucie, że stało się coś złego. Zaczęłam biec, nie mogłam dłużej tak czekać w niepewności. Wolałam już wiedzieć, że umarł niż nie wiedzieć co się z nim stało. Po kilku chwilach kostka się skończyła i teraz biegłam po udeptanej ścieżce. Wokół rosły coraz gęstsze zarośla, które przechodziły w las. Nie mogłam oddychać, zaczęłam się dusić i kasłać, ale nie przestawałam biec. W końcu Harry pociągnął mnie do siebie tak mocno, że nie mogłam mu się wyszarpać.
- Dosyć. Musisz odpocząć. Co się odwlecze to nie ucieknie.
- Ale...Hazz...on...tam - próbowałam powiedzieć pomiędzy silnymi atakami kaszlu.
- Uspokój się. W takim stanie nic nie zdziałasz. Usiadź - wskazał głową na pień wywróconego drzewa.
Pomimo woli musiałam zaczekać, aż się uspokoi. Teraz dopiero zrozumiałam jak ważny jest czas. Gdy tylko poczułam się odrobinę lepiej wstałam i zamierzałam biec dalej, ale Hazz wziął mnie na barana z obawy o kolejny atak duszności. Zawsze podziwiałam jego siłę, ale do tej pory nie wydawała mi się ona czym nadzwyczajnym. Teraz truchtał a ja mocno się trzymałam, żeby nie spaść. Kiedy zauważyłam, że trochę zwolnił obejrzałam się dookoła.
- W lewo.
Odpowiedział mi lekkim skinieniem głowy.
- Już niedaleko. Mogę sama iść.
Ale zamiast mnie puścić tylko przyspieszył kroku. Kiedy zobaczyłam, że się zbliżamy po ciele przeszedł mnie dreszcz.
- Harry stój - nie zareagował. - HARRY STÓÓÓJ!!!
Dopiero teraz zwolnił, aż całkowicie się zatrzymał.
- Stało się coś złego? - zapytał zaniepokojony.
- Nie, wszystko w porządku. Jesteśmy już blisko.
Rozejrzałam się uważnie. Zrobiłam parę kroków w przód, po czym zagłębiłam się w zarośla. Kiedy nie usłyszałam szelestu za sobą, który powinien powodować Harry, wróciłam się.
- Nie idziesz?
- Jesteś pewna, że to tu?
- Tak.
- No więc prowadź.
Teraz już czując oddech przyjaciela na karku przedzierałam się przez coraz to gęstsze krzaki zahaczając co chwila i jakiś kolec. Nagle wyszliśmy na szeroki pas trawy, kończący się stromym brzegiem i ciemną rzeką. Pomimo, że był słoneczny, bezchmurny dzień otoczenie zdawało się bić mrokiem. Przeszłam parę kroków w lewo po czym stwierdziłam, że powinniśmy jednak iść w prawo. Ledwie przeszliśmy kilka metrów w prawo spostrzegłam, że w krzakach coś się poruszyło. Rozchyliłam ostrożnie gałęzie i myślałam, że się tam rozpłaczę. Moim oczom ukazał się Zayn w makabrycznym stanie. Uklęknęłam obok niego i sprawdziłam tętno. Było słabe, ale jednak było. Spojrzałam cała spanikowana na Harry'ego.
- Zadzwoń po karetkę, a zanim się zjawi zdążę go donieść, przed las, gdzie kończy się droga.
Trzesącymi się rękoma wyjęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Powiedziałam, że ranny znajduje się przed lasem Raverhood. Harry wziął Zayna i razem doszliśmy do ulicy gdzie czekali już ratownicy z pobliskiego szpitala. Wsiadłam do karetki, Harry powiedział, że idzie do domu i przyjedzie zabrać mnie ze szpitala. Drzwi od ambulansu się zamknęły, stałam w rogu i patrzyłam jak lekarze próbują przytrzymać go przy życiu. Czas tak szybko mijał, że nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy dojechaliśmy pod szpital. Jak w transie biegłam za ratownikami i Zaynem. Wkrótce dotarliśmy do sali, do której nie pozwolono mi wejść. Usiadłam na krześle pod ścianą, ukryłam twarz w dłoniach. Nagle poczułam dotyk czyiś dłoni na ramieniu podniosłam załzawioną twarz i moim oczom ukazał się.../ 30 komentarzy i kolejny rozdział. Prosimy o wyrozumiałość, mamy naprawdę dużo lekcji, a do tego dochodzą sprawy prywatne. Czasem po prostu nie dokończymy rozdziału na czas. Mamy nadzieję, że ten wam się spodobał i czekacie na kolejny :) Miłego dnia. Adminki xx.

sobota, 19 października 2013

Ten

Ze względy na za małą ilość komentarzy, rozdział pojawił się później. Nie wyrobiłyśmy również z napisaniem rozdziału. Będą pojawiały się one co 2 tygodnie. W piątki, soboty, bądź niedziele.
Następny rozdział? - 30 komentarzy.
kochamy was i dziękujemy ~ Adminki xx


*Perspektywa Cassidy*

Zamurowało mnie. Po tej informacji pojawiła się inna mniej ważna. Mianowicie było to coś o spotkaniu się królowej z kimś nieco mniej ważnym od niej. Z jednej strony nie byłam pewna tego, czy Zayn i reszta na pewno tam pojechali, bo Zayn nie chciał powiedzieć dokąd się wybiera. Mimo to coś we mnie pękło. Koniecznie musiałam się dowiedzieć co się dokładnie stało. Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do kuchni. Otwierałam każdą szafkę i szufladę po kolei w poszukiwaniu czegoś co mogło zawierać numer telefonu do Zayn'a. Jakoś po 20 minutach ciągłego szukania do ręki wpadł mi starter, bez karty, co oznaczało, że karta była w telefonie bądź leży gdzieś w domu. Nie zastanawiająć się ani chwili pobiegłam do telefonu i wpisałam numer. 1 sygnał, 2,3,4,5,6,7 "cześć tu Zayn, nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość"
-Cholera! - powtórzyłam dzwonienie koło 3 razy. Nie odbierał. Usiadłam na podłodze. Zakryłam twarz rękami. Ciężko oddychając myślałam nad logicznym wytłumaczeniem tego zdarzenia. Jedną z najdziwniejszych rzeczy było to, że akurat w tym momencie włączyłam telewizor. Zadzwonił telefon. Rzuciłam się na niego z nadzieją, że dzwoni Zayn.
-Halo? Zayn? To Ty? Zayn?!
-Dzień dobry. Tu komendant Dalley. Z kim mam przyjemność rozmawiać?
-Cassidy, Cassidy Tomlinson.
-Przepraszam, że o to pytam, ale co pani robi w domu pana Malika?
-Eee.. ja.. - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam przecież wydać policji tego, że w sumie mnie porwał. - przyjechałam go odwiedzić. A tak w ogóle, to gdzie do cholery jest Zayn i czemu z Tobą rozmawiam?! - powiedziałam dość nerwowo, dopiero po czasie zorientowałam się, że gadałam z policjantem jak z jakimś kolegą.
-Może pani jeszcze nie wie, ale na ulicy Winchester stał się wypadek.. Samochodowy, bynajmniej tak twierdzimy. Nie żyją dwie osoby, niestety nie znane nam są ich dane. Natomiast w cięzkim stanie w szpitalu znajdują się panowie, z którymi "kumpluje się" pani znajomy. Max George, Jay McGuiness, Siva Kaneswaran, Tom Parker i Nathan Sykes. Jest tam również jeszcze jeden mężczyzna którego tożsamość dopiero ustalamy.
-A Zayn? Co z nim? Gdzie on jest? Czemu nie odbiera ode mnie telefonu?
-Pana Malika wciąż szukamy, nie wiemy gdzie się aktualnie znajduje. Pan George powiedział nam, że Malik przed wypadkiem kazał przekazać, że ma pani poszukać kluczy i wyjść z domu. Powinna wrócić pani do siebie. Klucze są, tak jak powiedział pan George "tam gdzie zawsze". Najprawdopodobniej, miał przekazać Ci to on sam, ale jako, że jest w szpitalu, przekazał to mi. Przepraszam za problem i damy pani znać jakby się coś w razie działo. Życzę dobrej nocy. Do widzenia.
-Ta, cześć. - rzuciłam oschle.
Moje życie się zawaliło. Zayn wyszedł, nie mówiąc mi dokąd się wybiera. A teraz jeszcze wypadek jego kolegów. Wzięłam klucze tak jak kazał mi Dalley, poszłam ubrać buty i chciałam już wyjść z domu, kiedy wpadłam na pomysł, żeby napisać karteczkę z informacją, co się ze mną dzieję i zostawić ją w dość widocznym miejscu. Z szafki pod mikrofalówką wyjęłam papier śniadaniowy, bo nie chciało mi się iść do góry.  Znalazłam jakiś ołówek i napisałam:

Zayn, tak jak kazałeś, wzięłam klucze i wracam do domu. 
Nie wiem co się z Tobą dzieję i przepraszam, że nie mogę Ci pomóc.
Pewnie gdy to czytasz, mnie już nie ma, jestem u chłopców. 
Dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłeś, mimo tego, że w sumie zostałam porwana - zaśmiałam się sama do siebie - dobrze mnie traktowałeś, no i w ogóle.. Cóż, trzymaj się. 
Cassidy. 

Kartkę położyłam na stole, a sama wyszłam z domu zatrzaskując drzwi. Głośno wciągając powietrze zastanawiałam się, co mam zrobić. Wrócić tak po prostu do domu? Przez chwilę przeleciało mi przez myśl, bo pójść na miejsce wypadku i dowiedzieć się czegoś więcej. Przypomniałam sobie, że wciąż mam na sobie ubrania Malika, więc postanowiłam wrócić do domu, przebrać się w swoje ciuchy, porozmawiać z chłopcami i razem z nimi wybrać się na miejsce zdarzenia. Nie wiem nawet, kiedy podeszłam pod dom, stało się to strasznie szybko. Wciągnęłam sporo powietrza nosem, widząc jak moja klatka piersiowa się unosi. Wypuściłam powietrze po kilku sekundach, podniosłam dłoń, zrobiłam z niej pięść i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi Louis.
-Cz-cześć. - powiedziałam nieśmiało.
-Cass.. Cassidy? - odpowiedział przecierając oczy ze zdziwienia.
-We własnej osobie, braciszku. - uśmiechnęłam się ciepło, po czym wpadłam w jego ramiona. Tęskniłam za nim.
-Jak się wyrwałaś? Jak od niego uciekłaś?! - zadawał mi ciągle pytania, w końcu nie wiedzialam na co odpowiedzieć.
-Po prostu wyszłam. - nieco posmutniałam, po czym ponownie podniosłam kąciki ust, udając szczęśliwą.
-Jesteś głodna? Chcesz coś do jedzenia? Wejdź! Jestem złym bratem, czemu nie wpuściłem Cię od razu, wchodź szybko. Jest zimno. Usiądź tu na kanapie, chcesz koc? Co Ci zrobić do....
-Louis! Spokojnie, nie mam pięciu lat. Poradzę sobie, dziękuję. Ale w sumie, zrób mi coś do jedzenia, a ja pójdę się przebrać. Gdzie reszta chłopaków?
-Szczerze mówiąc, nie wiem. Chyba siedzą w piwnicy, Niall kupił xboxa. - zaśmiał się.
-Tak, to wiele wyjaśnia. - rzuciłam i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej bokserkę z napisem "BAD" i czarne rurki. Szybko się przebrałam i znowu zeszłam na dół. Jedzenie było już gotowe, Louis nie wysilił się bardzo. Kanapki z szynką i serem. Nie powiem, żeby mi to nie smakowało, brakowało mi takiego jedzenia. Lou nigdy nie był wykwintnym kucharzem. Ugryzłam kawałek chleba.
-Lou?
-Słucham, Cass?
-Bo wiesz, no.. Oglądaleś ostatnio może wiadomości w telewizji?
-Haha, tak się składa.... że nie. Niall cały czas zajmuje telewizor by grać w te swoje durne gry. A czemu pytasz?
-Nic, nic. - uśmiechnęłam się - zaraz wrócę, okej? - Louis przytaknął ruchem głowy.
Zeszlam na dół do piwnicy. Rozejrzałam się, aż w końcu ujrzałam całą bandę chłopaków grających w jakieś strzelanki.
-Heeeeeeeeeeeeej! - krzyknęłam. Wszyscy równocześnie odwrócili głowy.
-Cassidy! - krzyknęli na raz.
-A wy co, wszyscy zgodnie? - zaśmiałam się.
-Kiedy wróciłaś? - zapytał Liam.
-Tak się składa, że niedawno. Jakieś.. Hm... Piętnaście minut temu?
-Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że jesteś! - Niall podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie.
-Stary, my też za nią tęskniliśmy, daj nam też się do niej przytulić! - zażartował Harry wyrzucając ręce w górę. Po czym podszedł do mnie, obejmując mnie. Liam powtórzył ową czynność.
-Grasz z nami? - zaproponował Niall.
-Nie raczej nie. Dziękuję, ale mam do was pewną sprawę. Możecie usiąść? - chłopcy nie odpowiedzieli, wykonali to o co ich prosiłam.
-Bo.. E.. nie wiem jak zacząć. Zayn zaginął. - powiedziałam bawiąc się włosami. - tzn, nie wiem czy zaginął.  Wyszedł z domu, a potem usłyszałam w telewizji, że jego koledzy mieli wypadek. Wszyscy są w szpitalu. Dzwonił do mnie dzisiaj Dalley... Powiedział, że szukają Zayn'a. - oczy mi się zaszkliły.
-Cassidy, wiesz, że to nie powinno nas interesować? Rywalizujemy z nimi, powinniśmy się cieszyć, że osoba z innego gangu zniknęła. No i tak własnie jest! - Krzyknął Harry uradowany, chcąc przybić piątkę Niall'owi.
-Nie masz serca, na prawdę! - odkrzyknęłam i pobiegłam do góry.
-Jesteś chory, czy jak? - powiedział Liam, uderzając Harry'ego w policzek. - ona go kocha idioto.

-Poradzę sobie bez was, zawsze sobie radziłam. - powiedziałam zakładając buty. Wykorzystując okazję, że Louis'a nie było w pobliżu, wyszłam z domu.

sobota, 5 października 2013

Nine

Cześć wszystkim! Przepraszamy za brak rozdziałów, ale spowodowane jest to brakiem weny no i szkołą.
Rozdziały powinny pojawiać się raz w tygodniu. W piątki wieczorem, bądź w soboty.  Chcecie kolejny rozdział? Wiem, że chcecie! *my skromne hahahaha* do piątku 25 komentarzy. DACIE RADĘ?
+ dodałyśmy do bloga zakładkę "informowani" prosimy o wpisanie się tam: askiem, fb, twitterem, czymkolwiek, a będziemy informowały o nowych rozdziałach.
+ możemy prosić, o dodanie bloga do obserwowanych? :)
Dziękujemy za odwiedzanie bloga i komentarze.
W szczególności dziękujemy Smanthcie ! :) 
Kochamy was. x 
~ Adminki. xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* perspektywa Niall'a *

Która to godzina? O to już 23?! Zasiedziałem się. Ciekawe co Cassidy napisała w liście i jak na to zareaguje Louis. No dobra, jeszcze 5 minut spacerkiem i będę w bazie to się dowiemy.
----
Otworzyłem drzwi i zaraz złapał mnie Louis. - I jak? Widziałeś się z nią? Masz jakieś wieści? Znalazłeś coś?
- Spokojnie, tak widziałem Cass, chwilę z nią pogadałem. Masz to coś dla ciebie - wyciągnąłem rękę podając kopertę.
Szybko ją rozdarł i rozłożył kartkę. Zaczął przesuwać po niej oczami.
- Może wejdziemy i przeczytasz wszystkim na głos? - zaproponowałem.
- Tak, tak - odparł zszokowany, najwidoczniej zawartością listu.
Weszliśmy do środka, zawołaliśmy resztę i usiedliśmy wszyscy w kuchni. Louis zaczął czytać:
"Kochani!
Jak już wiecie (albo i nie) jestem teraz u Zayna. To nie tak jak pewnie myślicie, nie porwał mnie. To ja weszłam na ich teren, a znacie zasady. Według nich ma prawo żądać zapłaty za wypuszczenie mnie. On chciał się ze mną przespać, ale ja się nie zgodziłam. Nie mogę narzekać, jestem pod jego opieką dzień i noc, tylko raz mnie zostawił samą na chwilę, żeby coś załatwić. Oczywiście próbowałam uciekać, ale nie udało mi się. Kiedy wyskoczyłam z okna nie wiem jak i skąd pojawił się Niall. Ja wtedy zemdlałam, ale wszystko mi opowiedział. Razem z Zaynem zanieśli mnie z powrotem do jego domu i położyli na łóżku w moim tymczasowym pokoju, a potem ocucili. Niall chciał mnie zabrać do szpitala, ale nic się nie stało, tylko trochę pobolały plecy. Zayn nie jest zły, pozwolił Niall'owi mnie odwiedzać, więc jeśli chcecie mi o czymś powiedzieć lub coś przekazać to będzie on naszym łącznikiem. Nawet nie wiecie jak się za wami stęskniłam, już nie mogę się doczekać kiedy znów się spotkamy.
Buziaki,
wasza Cassidy."
Nastała długa chwila milczenia. Louis spuścił głowę, reszta widocznie posmutniała, tylko Liam wpatrywał się we mnie wyczekująco, ale ja nic nie powiedziałem. Tomlinson z papierem w ręku odsunął krzesło, poszedł do swojego pokoju i trzasnął drzwiami. Inni zrobili tak samo, a Liam na przeleciał po mnie wzrokiem. Stałem teraz na środku kuchni zupełnie sam, nie mając pojęcia co nie tak zrobiłem. Po chwili namysłu stwierdziłem, że powinienem teraz pójść i porozmawiać z Louisem. Wszedłem do Jego pokoju bez pukania.
-Przepraszam? Lou? - powiedziałem cicho, widząc Louis'a zakrywającego twarz poduszką.
-Tak? - szybko otarł twarz poduszką i rzucił ją w kąt łóżka.
-Bo..
-Wiem Niall, mi też jest ciężko, ale słyszałeś, on dobrze ją traktuje. - delikatnie podniósł kącik ust.


-Louis, bo.. ja tam byłem wcześniej. Zanim ustaliliśmy, że tam pójdziemy. Poszedłem bez waszej wiedzy. Wiem, powinieneś mi teraz porządnie pieprznąć, ale słuchaj. Ona tęskni, fakt. Ale jej jest tam dobrze. Ona go kocha. Może ciężko Ci w to uwierzyć, ale ona naprawdę go kocha. On również darzy ją wielkim uczuciem. To jest coś w stylu zakazanej miłości, coś jak w jakimś "Amerykańskim filmie". Romeo i Julia - wersja współczesna. Ona go kocha, on kocha ją, ale nie mogą być razem, są wrogami. Cass chciałaby wrócić do domu, ale jednocześnie nie chce, bo z nim jest jej dobrze, czuje się przy nim bezpiecznie. Pomyślisz pewnie "on jest kryminalistą". Tak jest. My też jesteśmy. Cassidy jest mądrą i silną dziewczyną, poradzi sobie w każdej sytuacji, nie na darmo jest Twoim zastępcą, prawda? Ona dorasta, to było pewne, że kiedyś się od nas wyprowadzi. To jest tylko chwilowa wyprowadzka, Lou. Ona wróci i to całkiem niebawem. Pokaże mu, że nie mogą być razem i on ją wypuści, to kwestia czasu. - Louis przez cały czas nie powiedział słowa.

-Dzięki stary. Dzięki, że jesteś. - bez namysłu przytuliłem przyjaciela, wiem, że tego potrzebował. Mój uścisk nie zastępował uścisku Cassidy, ale choć w części mógł poczuć, że ma we mnie wsparcie. Wiem jak bardzo było mu to potrzebne.

*perspektywa Cassidy*

-Maaaaaaaaaaalik! Ej! Maaaaaaaaaalik! - chodziłam po domu w poszukiwaniu Zayn'a. - gdzie jesteś? Malik no!
-Po nazwisku to po pysku, mała. - powiedział Zayn podchodząc do mnie od tyłu i oplatając mi ręce w pasie.
-Ekhem.. Po pierwsze, nic mi nie zrobisz, a po drugie... JESTEŚ CHOLERA ZA BLISKO. - krzyknęłam mu prosto do ucha i wyrwałam się z jego uścisku.
-Au! - pisnął łapiąc się za ucho. Dusiłam się wprost ze śmiechu. - przeginasz, mała! - syknął i rzucił się na mnie łaskocząc mnie gdzie popadnie i jednocześnie goniąc mnie po całym domu. Po jakichś 7 minutach gonitwy, ze zmęczenia opadłam na kanapę. Mokra od potu, ciężko oddychałam.
-Wyglądasz tak pociągająco, tak seksownie, że gdyby nie to, że muszę zaraz wychodzić, coś bym zrobił.
-Co kryje się pod słowami "coś bym zrobił"? - powiedziałam kusząco.
-Och Cass, nie drocz się ze mną, wiesz, że mnie pociągasz.
-Idiota! - zaśmiałam się. Malik lekko się uśmiechnął, odwrócił się, podszedł do wieszaka i wziął swoją czarną skórzaną kurtkę. Założył ją na siebie, po czym włożył trampki i złapał klucze z szafki.
-Wychodzę. Nie życzę sobie w tym domu nikogo, pod moją nieobecność, rozumiesz?
-A Niall? Pozwoliłeś mu przychodzić.
-Jeżeli wejdzie oknem, to nie ma problemu, klucze zabieram ze sobą. - powiedział ironicznie.
-Jeszcze się zdziwisz. - odwróciłam głowę. - Kiedy wracasz i gdzie idziesz?
-Książke piszesz kotku?
-Nic ciekawego by w niej nie było, masz naprawdę nudne życie.
-Nie ważne. Muszę wyjść, wrócę dzisiaj. Chyba. Narazie. - rzucił szybko i wyszedł zatrzaskując drzwi.

*perspektywa Zayn'a*

Trzasnąłem drzwiami, oparłem się o nie, po czym odwróciłem się do nich twarzą i zjechałem dłonią po drzwiach od mojej głowy aż do pasa.
-Kocham Cię. - wyszeptałem do drzwi. Chwilę jeszcze tak oparty rozmyślałem, czy nie wrócić do domu i nie powiedzieć tego jeszcze raz, tym razem głośniej i do niej. Zrezygnowałem. Wyprostowałem się, poprawiłem kurtkę i wyciągnąłem telefon z kieszeni.

DO: Max

Stary, widzimy się pod magazynem. Weź chłopaków. Widzimy się tam za 15 minut.

Wysłałem wiadomość i schowałem telefon do tylnej kieszeni w spodniach. Szedłem kawałek chodnikiem przed domem, po czym wsiadłem do samochodu. Włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem pojazd. Ze schowka wyciągnąłem paczkę papierosów, szybkim ruchem ręki włożyłem jednego z nich do ust i odpaliłem zapalniczką. Zaciągnąłem się dymem. Samochód ruszył. Łapiąc za zagłówek siedzenia pasażera, odwróciłem głowę, żeby móc normalnie wycofać. Zaciągnąłem się dymem ponownie i wypuściłem dym. Samochód wypełnił się dymem papierosowym. Po 10 minutach zajechałem na miejsce. Chłopaków jeszcze nie było.


*perspektywa Cassidy*

Zayn wyszedł, a ja nie wiedziałam co robić. Zostawił mnie w domu, bez możliwości wyjścia z domu. Bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu z chłopcami. Przeszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę. Wyciągnęłam z niej jajka. Z szafki znajdującej się obok lodówki wyciągnęłam patelnię. Może i nie byłam głodna, ale jako, że nudziło mi się, stwierdziłam, że coś zjem. Szybko zrobiłam jajecznicę, bo w sumie nie miałam możliwości na zrobienie czegoś innego, lodówka świeciła pustkami. Nałożyłam trochę jajecznicy na talerz, z szuflady wyciągnęłam widelec i przeszłam do pokoju Zayn'a. Znajdował się tam telewizor. Włączyłam pierwszy lepszy kanał. Leciały właśnie wiadomości. Prezenter nie mówił nic ciekawego. W pasku na dole ekranu widniał napis:
Wypadek samochodowy na ulicy Winchester. 2 osoby nie żyją, 6 osoby są w ciężkim stanie w szpitalu.
Włosy stanęły mi dęba. Na tej ulicy znajdował się magazyn, w którym gang Zayn'a ma spotkania.

wtorek, 17 września 2013

WAŻNE

UWAGA!
Na razie zawieszamy bloga, ale nie martwcie się, w październiku planujemy zacząć pisać. Wtedy będziemy dodawać posty co tydzień ;) Prosimy o wyrozumiałość, mamy szkoły, lekcje, problemy prywatne itp. zresztą jak chyba każdy.
Pozdrowienia, 
Adminki. xX

czwartek, 29 sierpnia 2013

Eight

* perspektywa Nialla *
A teraz szybko do domu. Hmm...widzę, że z Cass wszystko w porządku. Chyba ten cały Malik nie był taki zły na jakiego by się wydawał. No przynajmniej w stosunku do Cassidy. Już jutro znów ją zobaczę. Mam  nadzieję, że nic jej nie będzie po tym upadku. Tylko nad jednym się teraz zastanawiam. Czy lepiej powiedzieć chłmopakom o tym, że byłem u Cass i mogę się z nią widywać czy lepiej pozostawić to dla siebie. Z jednej strony chłopaki uspokoiliby się o nią zwłaszcza Louis, bo chodzi bardzo podłamany. Zresztą nie dziwię mu się - to jego siostra. Z drugiej strony jak im o tym powiem to na pewno będą chcieli ze mną pójść, a nie wiem czy Cass się ucieszy zwłaszcza jak Zayn i jego ludzie planują jakąś zasadzkę na mnie. Wtedy wpadlibyśmy wszyscy i nie byłoby ratunku. Tak, zdecydowanie lepiej jeśli im o tym nie powiem. Zresztą jak zareagowaliby gdyby się dowiedzieli o tym, że byłem na terenie wroga bez ich wiedzy? Kiedy tak się zastanawiałem droga zleciała mi szybko i nie zauważyłem kiedy stałem już przy drzwiach wspólnego domu.
- Hej Niall! - powitał mnie od progu Harry.
- Cześć Hazz.
- Jakiś dziwny dziś jesteś! Zamyślony i wogóle inny niż zwykle.
- Co? A przepraszam...zamyślony? Jakiś taki mam dzień.
Poszedłem do pokoju nie chcąc, aby Harry się czegoś domyślił. Zapaliłem światło i usiadłem na łóżku. Wziąłem z szafki nocnej książkę. Ledwo co zacząłem czytać, a do mojego pokoju ktoś zapukał.
- Proszę.
Do pokoju wszedł Liam.
- Hej - powiedział niepewnie.
- Hej, siadaj - poklepałem kawałek łóżka obok mnie.
- Harry mówił, że jesteś jakiś nie swój. Chodzi ci o Cass, prawda? Stary nie martw się. Gadałem z resztą i zdecydowaliśmy się, że jednak pójdziemy po nią dzisiaj.
- Eeeemmm...fajnie.
- Nie cieszysz się?
- Liam...bo jest taka sprawa, ale obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
- Obiecuję.
- No bo ja byłem dzisiaj u Cassidy. U niej wszystko dobrze i...
- Czekaj co? BYŁEŚ SAM NA TERENIE WROGA?!
- Ciszej, bo inni usłyszą! Tak byłem tam i nic mi się nie stało. Ale posłuchaj ten cały Malik dobrze się nią opiekuje i pozwolił mi ją odwiedzać, ale obawiam się, że jak ktoś ze mną pójdzie to się wkurzy i coś zrobi Cass.
- Ugh uważam, że powinieneś powiedzieć o tym reszcie. - to mówiąc wyszedł z mojego pokoju.
No dobra, ale jak im powiem, to będą chcieli tam iść. Nie mogę do tego dopuścić. Ufam Liam'owi i wiem, że im nie powie. Nie wiem, co mam zrobić. Ale jeśli im nie powiem, to tam pójdą. Cholera, jestem teraz w koszmarnej sytuacji! Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół, do kuchni. Chłopaki siedzieli przy stole i rozmawiali. Postanowiłem, że się do nich dosiądę.
- ...i myślę, że dzisiaj w nocy będzie najodpowiedniejsza pora, żeby spróbować ją odbić. Ooo hej Niall dobrze, że jesteś właśnie omawiamy plan uwolnienia Cass.
- Cześć Louis, cześć wszystkim. A więc myślicie, że jesteśmy gotowi, żeby zaatakować dzisiaj?!
- Niall spokojnie, ja też obawiam się niepowodzenia, ale nie powinniśmy dłużej z tym zwlekać. Co ty na to, że do powrotu Cassidy zostaniesz moim zastępcą?
- To wielki zaszczyt Louis, ale nie sądzisz, że byłoby lepiej gdybym no nie wiem najpierw poszedł sam na zwiady? - Lou już otwierał usta, aby się sprzeciwić, ale w tym samym momencie poparł mnie Liam.
- Louis myślę, że to dobry pomysł. Powinniśmy znać dogodne przejścia i szybkie kryjówki w razie gdybyśmy zostali nakryci przez wroga.
- No dobrze. Niall kiedy zamierzasz pójść na tamten teren.
- Kiedy tylko się ściemni.
- A więc dobrze. Plan mamy już opracowany. Harry, Liam możecie zostawić mnie na chwilę samego z Niallem?
- Okej - odpowiedzieli jednocześnie.
Liam tylko spojrzał się na mnie nieco zmartwiony i jednocześnie zaciekawiony. Wiem czego ode mnie oczekiwał. Że powiem Louis'owi o tym, że już tam byłem. Ale ja nie mogłem, przynajmniej nie w tym momencie.
- Niall doceniam twoje poświęcenie jednak chciałbym zapytać czy nie potrzebujesz towarzysza. W końcu nie wiemy czego się można spodziewać.
- Nie, pójdę sam. Nic mi się nie stanie. Łatwiej się ukryć w pojedynkę niż z kimś, a poza tym jakby mnie nakryli to zagrażałoby mi coś tylko mi. No wiesz nie możemy się narażać na większe straty.
- No dobrze, tylko bądź ostrożny. Nie chcę stracić kolejnej bliskiej osoby.
- Nie martw się dam sobie radę.
Pożegnałem Louisa i poszedłem do pokoju. Rozłożyłem się na łóżku i wziąłem książkę, którą wcześniej zacząłem czytać. Kiedy zaczęło się ściemniać odłożyłem lekturę i zszedłem do kuchni napić się wody.
- No! To teraz do Cassidy! - powiedziałem uśmiechając się pod nosem.

* perspektywa Zayna*
- Hej Zayn możemy pogadać?
- Oczywiście. Co się stało?
- Ale na pewno Niall będzie mógł bezpiecznie mnie odwiedzać?
- Hahahaha Niall i Niall. Czy ty pomyślisz kiedyś o mnie?
- No wiesz siedzę uwięziona w twoim domu od trzech dni, trudno w takich warunkach o tobie nie myśleć!
- Dobrze już, spokojnie. Powiedziałem, że może cię bezpiecznie odwiedzać to może.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Otworzę - powiedziałem.
Podszedłem leniwie do drzwi i szarpnąłem za klamkę.
- Och to ty.
- Ja.


- No to wchodź - powiedziałem niechętnie. - Cassidy! Masz gościa!
Zaraz wyszła z pokoju i skierowała się w naszą stronę.
- O hej Niall! - zawołała z uśmiechem na utach. - Coś się stało? - dodała zaniepokojona.
- Emm...tak. Stało się i chciałem pogadać w cztery oczy.
- Okej to chodźmy do pokoju.
Nie mogę uwierzyć. Po prostu mnie olała. Wzięła go za rękę i poszli do pokoju bez słowa jakbym po prostu był powietrzem.

* perspektywa Cassidy *
Kiedy Niall wszedł do pokoju zamknęłam drzwi za nami. Nie chciałam z tym zwlekać cokolwiek by to było.
- No więc o co chodzi? - palnęłam prosto z mostu.
- Bo wiesz...nie ma cię u nas od trzech dni, więc się martwimy, a chłopaki chcą po ciebie przyjść. 
- Miło z ich strony.
- To nie czas na żarty! Zrobiliby to już teraz gdyby nie to, że powiedziałem, że idę zbadać teren.
- Ojjj co na to Zayn? On nie będzie zadowolony. Obawiam się, że bez walki mnie nie puści. Zayn!!
- Jestem - powiedział wchodząc do pokoju.
- Po co ty go wołałaś? - szepnął mi do ucha Niall.
- Zaufaj mi - odszepnęłam. - No więc mamy problem. Niall przynosi wieści od chłopaków i okazało się, że planują mnie odbić.
Na to Zayn wybuchł śmiechem.
- Nie oddam cię za żadne skarby świata!
- Wiem i właśnie w tym problem! Nie chcę, aby komukolwiek stała się krzywda.
- Hmm...w takim razie trzeba by ich jakoś powiadomić, że nic ci nie jest. Może napiszesz list, a Miall go im dostarczy?
- Niall - syknął mój przyjaciel.
- Co za różnica? Cass pod poduszką masz kluczyk do szuflady. Otwórz ją. Wśrodku znajdziesz kartki i coś do pisania.
- No dobra dajcie mi pięć minut.

* perspektywa Zayna * 
Zaczęła szybko pisać. Trochę nakreśliła, ale potem przepisała już na drugą kartkę, na czysto.
- Zaczekaj pójdę pogrzebię w szafkach,może znajdę kopertę.
- Okej.
- Niall pójdziesz ze mną?
- Eee okej.
Wyszliśmy z pokoju. Kiedy zamknąłem za nami drzwi, zwróciłem się do blondyna.
- Dzięki, że nas uprzedziłeś. Całkiem równy z ciebie gość. Zanim cię poznałem sądziłem, że wszyscy z waszego gangu są lalusiami.
- Nie ma za co. Ja o tobie też nieco zmieniłem zdanie, kiedy zobaczyłem jak dbasz o Cassidy.
- Chciałbym, żeby ona też zmieniła o mnie zdanie. Nie jestem już taki jak wtedy. Przemyślałem błędy, już  więcej ich nie popełnię. Nawet nie wiem czy zdaży się ku temu okazja, bo ona nie chce, żebyśmy byli razem - rozmawiając szliśmy do drugieo pokoju.
- Naprawdę tak ci powiedziała? 
- No, a co w tym dziwnego? Skrzywdziłem ją i siebie.
- Może nie powinienem tego mówić, ale to dla jej dobra. Ona cię nadal kocha. Prawie co noc przychodziła do mnie się wypłakać w ramię i jestem pewien, że chce do ciebie wrócić tylko duma jej nie pozwala. Przemyśl to. Przyda jej się ktoś taki.
- Przecież ma ciebie.
- Tak kocham ją i ona kocha mnie, ale jako rodzeństwo. Chciałbym zawsze być przy niej i jeśli będzie mnie o to prosiła to bedę, ale nie potrafiłbym znieść faktu, że mógłbym jej pomóc odzyskać bliską osobę, a ja tylko biernie się przyglądałem.
- Stary dzięki. Jesteś jej najlepszym przyjacielem. Teraz widzę, że słusznie postąpiłem pozwalając ci ją odwiedzać. O mam kopertę. Chodźmy, bo pewnie się zdziwi, że tak długo nas nie ma.
- Okej. 
Otworzyłem drzwi i podszedłem do dziewczyny podając jej kopertę. Wzięła ją ode mnie i szybko włożyła do niej list i podała Niall'owi.
- No pora na mnie! Jutro was odwiedzę jeśli oczywiście nie zrobi to kłopotów.
- Przychodź kiedy chcesz, drzwi są dla ciebie otwarte - pożegnałem go.
Kiedy spojrzałem na Cassidy miała mocno zdziwioną minę. W odpowiedzi uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni naparzyć herbaty.../20 komentarzy i dodajemy kolejny rozdział.

środa, 21 sierpnia 2013

Seven

*perspektywa Cassidy*
Idiota. Nienawidzę go. Co ja się oszukuję. Podobało mi się to. Tęskniłam za tym, cholernie! Ale przecież nie mogę mu o tym powiedzieć. Nie mogę tego okazać. Za dużo już powiedziałam, zdecydowanie. Usłyszałam trzask. Domyśliłam się, że to Zayn uderzył w moje drzwi.
- Cassidy! - krzyknął. Nie odpowiedziałam mu. Niech się pieprzy. Mam go dość. Teraz powinnam zająć się tym, jak stąd uciec. Nie będę tu siedziała całe życie. Wzięłam pierwszy lepszy przedmiot leżący na stole. Była to jakaś książka. Rzuciłam nią w okno. Huk był niesamowity. Okno rozpadło się na milion małych kawałeczków.
-Łatwo poszło. - powiedziałam dość głośno ocierając ręce z kurzu, gdyż książka była nieco zakurzona. Powoli podeszłam do okna, żeby nie zranić się szkłem leżącym na ciemno-brunatnej podłodze. Wyjrzałam przez okno, chłodne, jesienne powietrze otuliło moją twarz. Spojrzałam w dół.
-Cholera! - pomyślałam. Było wyżej niż to sobie wyobrażałam. Wcześniej najwyraźniej nie zwróciłam na to uwagi. No cóż, raz się żyje. Przerzuciłam nogi na drugą stronę okna. Do pokoju wyważając z siłą 3 herkulesów, ciężkie drewniane drzwi wparował Zayn. No pięknie. Akurat w tym momencie?
-Co ty robisz, oszalałaś?!
-Nie oszalałam, spieprzaj. - zeskoczyłam, jednocześnie upadając. Było zdecydowanie za wysoko. Zemdlałam.
*Perspektywa Louis'a*
Cassidy jest u tego skurwiela. Moja siostrzyczka, która jeszcze niedawno robiła w pieluchy. Co ona tam w ogóle robi?!
-Loueh? - Podszedł do mnie Harry.
-Co tam?
-Co Cass robi u Malika?
-Myślisz, że wiem? Masz mnie cholera za idiotę?! - wykrzyczałem.
-Spokojnie..
-Martwię się o nią Harry, naprawdę. Ona jest moją małą siostrzyczką.
-Lou, ona jest prawie dorosła. Poradzi sobie. - Poklepał mnie po ramieniu. Gdyby nie fakt, że muszę być twardy, jako dowódca, rozpłakałbym się jak małe dziecko. Po jakiejś chwili zwołałem chłopaków do salonu. Oznajmiłem, że w jakiś sposób trzeba będzie wyciągnąc Cass od Malika i reszty jego gangu.
-Czyli, czekamy jeszcze kilka dni i atakujemy, tak? - zapytał Liam.
-Tak. - potwierdziłem.
-Czemu nie możemy zaatakować już?! Ona siedzi tam dość długo! Chłopaki, ona nas potrzebuje. Musimy działać natychmiastowo!
-Spokojnie Niall. Przez tyle czasu nic jej nie zrobił, to teraz też nic jej nie zrobi. - uspokoił go Harry. - A teraz może najwyższy czas zająć się sobą, co? Ja idę odpocząć. Przerasta mnie to. - poszedłem do swojego pokoju.
*perspektywa Niall'a*
Ich serio porąbało?! Cass siedzi u tego skurwysyna, a oni nic nie chcą z tym zrobić? Na prawdę? Nie zostawię tego tak. Choćby miało mi coś być, zabiorę ją do domu, tutaj, do mnie. Tak dawno nie miałem możliwości pogadania z nią, przytulenia jej. A ten idiota może zrobić z nią wszystko. Nawet strach myśleć, że może położyć na niej te swoje obrzydliwe łapy. Włożyłem nóż do kieszeni i wyszedłem z domu. Przeszedłem parę przecznic po czym skręciłem w lewo. Teraz musiałem być ostrożny, bo wkroczyłem na teren wroga. Na szczęście obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek i po chwili znajdowałem się już przy domu wroga. O kurwa czy to...Nieee! To co zobaczyłem odebrało mi oddech. Na trawie, tuż przy ścianie leżała moja Cassidy. Podbiegłem do niej. Potrząsnąłem jej ramieniem.
- Cassidy! - nie reagowała.
Uklęknąłem obok niej, próbując ocenić czy jeszcze żyje.
- Odejdź od niej! - ktoś warknął. - Ona jest moja.
Uniosłem głowę i zobaczyłem tego sukinsyna Malika.
- Co jej zrobiłeś?! Chciałeś ją zabić?!
- Umrze jeśli się nie odsuniesz i nie pozwolisz mi pomóc! - wycedził przez zęby. - Może mi pomożesz? - spytał chłodno.
Dopiero teraz otrząsnąłem się z szoku szybko wziąłem Cass za nogi, Malik trzymał ją już za ręce. W sumie to poradziłbym sobie z nią sam, ale dopóki byłem na terenie wroga wolałem nie stwarzać problemów. Wnieśliśmy Cass po schodach i po czym położyliśmy na łóżku w jednym z pokoi.
- Idę do kuchni po apteczkę, pilnuj Cassidy - rzekł zimnym tonem Malik.
Spojrzałem na Cass. Samotna łza mimo woli spłynęła po moim policzku.
- Co on ci zrobił skarbie?
Wiedziałem, że nie otrzymam odpowiedzi, ale i tak patrzyłem się na nią wyczekująco. W tym czasie przyszedł Malik i podstawił Cass pod nos coś co mocno pachniało. Zakasłała i zamrugała oczami. Więc żyła!
- Niall? Czy ja jestem w niebie?
- Hahaha tak łatwo cię nie oddam - uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. - Przyszedłem cię odwiedzić, nie cieszysz się?
- Nawet nie wiesz jak bardzo! - to mówiąc uścisnęła mnie mocno.
* perspektywa Zayna *
"Nawet nie wiesz jak bardzo!" żygam tęczą i sram ciastkami. Nienawidzę go. Zjawia się po kilku dniach, a ona rzuca mu się w ramiona. To jest jakieś chore! Tak bardzo się o nią starałem, a ona tego nie doceniała i mnie nienawidziła. Chciałbym to wszystko naprawić, móc znów być z nią, ale ona była nieugięta. Może to właśnie sprawiało, że tak desperacko jej pragnąłem.
- Zayn, czy mógłbyś zostawić nas chwilę samych? - zapytała słodkim głosem.
Byłem zielony z zazdrości, ale nie potrafiłem jej odmówić. Wyszedłem posłusznie z pokoju posyłając nienawistne spojrzenie blondynowi.
* perspektywa Cassidy *
- Niall co się stało? Jak ty się tu dostałeś? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Tęskinłam!
- Spokojnie. Nie wiem dokładnie co się stało przed moim przybyciem, podejrzewam, że ten chłopak wypchnął cię przez okno. W każdym bądź razie znalazłem cię nieprzytomną na trawie przed jego domem, potem cię tu wnieśliśmy, a on dał ci coś do powąchania i się ocknęłaś, no a później to już wiesz.
- Zayn? Nie on by mnie nie wypchnął - bo mnie kocha. - Już sobie przypominam, chciałam uciec i wyskoczyłam, Zayn chciał mnie powstrzymać, ale...
- Już dobrze. Nie martw się, najważniejsze, że nic się nie stało. Domyślam się, że mocno gruchnęłaś głową o ziemię. Chodź, pojedziemy do szpitala sprawdzić czy wszystko w porządku!
- Niall jest ok. Obiecuję, że jak coś się będzie działo to powiem Zaynowi, on też wie gdzie jest szpital.
- Ale jak to? Nie idziesz ze mną?
- Po pierwsze to po takim upadku powinnam teraz odpoczywać, a do mojego domu jest kawał drogi, a po drugie Zayn...on mnie nie puści, ALE nie martw się. Pogadam z nim i być może pozwoli ci mnie odwiedzać, może tego po nim nie widać, ale Zayn to dobry człowiek.
- Ale Cass...
W tym momencie do pokoju wszedł Zayn.
- Koniec wizyty - syknął w stronę Nialla.
Podeszłam do Zayna i szepnęłam mu parę słów, po czym skinął głową i zwrócił się do Nialla:
- Możesz przyjść jutro jeśli będziesz chciał odwiedzić Cass, a jak nakryje cię któryś z moich ludzi powiedz, że rządasz widzenia ze mną. Nie mają prawa ci odmówić. Do jutra.
Podali sobie ręce, a ja odprowadziłam Nialla do drzwi. Przytuliliśmy się na pożegnanie, a on szepnnął mi do ucha:
- Co mu powiedziałaś?
W odpowiedzi mrugnęłam tylko porozumiewawczo i poprosiłam, aby wpadł jutro. Zamknęłam drzwi za Niallem i wróciłam do pokoju gdzie pozostał Zayn.
- Jesteś strasznie zazdrosny, wiesz? - rzuciłam od progu i zaśmiałam się cicho. - Niall to tylko przyjaciel, nie masz się czego obawiać - dodałam już całkiem poważnie. - I wiesz co? Nie wierzę, że to mówię, ale słodko wyglądasz jak się złościsz.
Chłopak podszedł do mnie i objął mnie w talii. Szybko go od siebie odsunęłam.
- Ale mieliśmy pozostać przyjaciółmi, pamiętaj o tym - dorzuciłam.
- No tak, ale Nialla przytulałaś!
- Ehhh...jak małe dziecko.
Przytuliłam się do mulata. Pewnie zastanawiacie się co spowodowało we mnie takie zmiany? Otóż obietnica. Obiecałam Zaynowi, że jeżeli pozwoli Niallowi mnie odwiedzać, to będę traktowała go na równi z moim przyjacielem. Uważałam to za najlepszy sposób. Po pierwsze Niall mógł mnie bezpiecznie odwiedzać. Po drugie Zayn nie ośmieli się mnie dotknąć, bo pomimo, że postrzegany jako zły nigdy nie złamał danego słowa, a po trzecie tak chyba będzie najlepsze rozwiązanie, bo nie chcę znów być jego dziewczyną, ale nie chcę go też stracić - przyjacielskie stosunki były więc najlepszym rozwiązaniem. Gdyby nie to, że nie mogę się stąd ruszyć byłabym zdecydowanie na pozycji zwyciężczyni.